dodatkowe ubezpieczenie
Od bardzo dawna zauważam, jak wiele osób deklarujących wiarę w Boga unika pechowej trzynastki, spluwa przez ramię, nosi amulety na szczęście czy wierzy w złe oko. Dla mnie jako ateistki/agnostyczki takie zachowanie jest trudne do zrozumienia, ponieważ widzę w nim wewnętrzną sprzeczność z dogmatami wiary. Tak jakby osoby wierzące w Boga nie były do końca pewne swojej wiary czy jego istnienia.
Choć przyznać trzeba, że wierzenie w przesądy występuje u osób o różnym natężeniu wiary w Boga. Najwyraźniej splunięcie przez ramię, gdy czarny kot przebiegnie drogę, jest dla nich sposobem na zapewnienie sobie poczucia kontroli (nawet jeśli to złudna kontrola) lub próbą znalezienia równowagi w nieprzewidywalnym świecie. A religia w połączeniu z tymi przesądami pełni funkcję wentyla bezpieczeństwa – na wszelki wypadek. Można by nawet powiedzieć, że im większa potrzeba pewności i kontroli, tym większa skłonność do takich „dodatkowych ubezpieczeń”. Co może zaskakiwać, bo przecież Bóg, w którego wierzą, wymaga od nich całkowitego zaufania i pokładania nadziei wyłącznie w nim.
Kilkukrotnie zadawałam ludziom wierzącym pytanie, czy nie widzą w tym sprzeczności (podobne pytania zadają także osoby, które analizują np. Biblię). Niemal zawsze spotkałam się z ich strony z agresją — jakby to pytanie było atakiem na ich wiarę. To trochę tak, jakby w momencie usłyszenia tego pytania, to pojawił się dysonans poznawczy, bo musieliby przyznać: „Masz rację, to nie jest spójne”. No a jak wiadomo, konfrontacja ze sprzecznością własnych przekonań bywa trudna i niewygodna.
Być może się mylę, ale mam wrażenie, że osoby ateistyczne i agnostyczne rzadziej wpadają w pułapkę przesądów, ponieważ częściej akceptują chaos i nieprzewidywalność świata. Mają też większą świadomość, że ich decyzje są w pełni ich własnym wyborem, a nie skutkiem działania wyższych mocy. Co nie znaczy, że są całkowicie odporni na irracjonalne przekonania – widać to chociażby wtedy, gdy ktoś często mówi o „karmie” albo ma swoje rytuały i nawyki przed ważnymi wydarzeniami. I gdyby się tak dobrze zastanowić, to działają one podobnie jak przesądy, tylko są mniej „magiczne” w swojej naturze.
W moim odczuciu prawdziwy spokój wewnętrzny nie pochodzi z przekonania, że mamy kontrolę nad wszystkim, lecz z akceptacji, że nasza kontrola jest bardzo ograniczona. Zamiast szukać absolutnych prawd, można nauczyć się żyć z nieprzewidywalnością świata i czerpać spokój z tej akceptacji. Być może w tym tkwi różnica między osobami, które potrzebują jasnych, niepodważalnych odpowiedzi na fundamentalne pytania, czy przyczyny różnych zdarzeń a tymi, którzy akceptują niepewność, pozwalając rzeczom być takimi, jakie są bez odczuwania potrzeby pełnej kontroli.
Co o tym myślisz? Czy spokój wewnętrzny wynika z wiary w absolutne prawdy, czy raczej z akceptacji niepewności?
Komentarze
Prześlij komentarz