Rekrutacyjny ghosting
Wyobraź sobie, że chcesz kupić produkt, ale zanim to zrobisz, musisz przeczytać całą historię firmy, wypełnić długi formularz, a potem czekać tygodniami na decyzję, czy możesz go kupić. W międzyczasie firma prosi Cię jeszcze o propozycje ulepszeń produktu, a ostatecznie nie dostajesz nawet odpowiedzi. Brzmi absurdalnie? Tak właśnie wygląda rekrutacja w wielu miejscach. Wiele razy spotkałam się z sytuacją, w której po obietnicy feedbacku rekruterzy znikali bez śladu.
Podobno wielu rekruterów nie udziela feedbacku, bo… nie wie, jak to zrobić lub obawia się reakcji kandydata. Noo ok. Ale czy w obsłudze klienta moglibyśmy usprawiedliwiać brak kontaktu, mówiąc: „Nie oddzwonimy, bo boimy się reakcji klienta”? Brzmi absurdalnie, prawda? Kandydat w procesie rekrutacyjnym jest niejako klientem, który inwestuje czas i energię w przygotowanie się do procesu, podobnie jak wspomniany wcześniej kupujący. Pracowałam w sklepie internetowym w telefonicznej obsłudze klienta i doskonale wiem, jak ludzie potrafią być niemili. Ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy, aby odkładać telefon lub nie kontaktować się z klientem w sprawie jego zamówienia, bo „może na mnie nakrzyczeć”, gdyż informacja, którą mam mu do przekazania, mija się z jego oczekiwaniami.
Nie wspominając już o sytuacjach, w których firmy wymagają od kandydatów wykonania zadań rekrutacyjnych, a następnie wykorzystują je jako darmowe źródło pomysłów, rozwiązań czy strategii. Brałam kiedyś udział w rekrutacji na stanowisko związane z zarządzaniem znanym forum. Podczas ostatniego etapów poproszono mnie o kilka propozycji ulepszeń – co też zrobiłam. Ostatecznie (po 2 tygodniach oczekiwania) usłyszałam, że wybrano „kandydata z większym doświadczeniem”, a po jakimś czasie zauważyłam, że moje pomysły zostały wdrożone w serwisie. Cała rekrutacja trwała prawie dwa miesiące, kosztowała mnie wiele wysiłku, czasu i stresu, a po takim potraktowaniu czułam się po prostu wykorzystana (mimo że te pomysły były raczej drobnymi sugestiami).
Nie zliczę też, ile razy brałam udział w rekrutacjach na stanowiska, gdzie zakres obowiązków niemal idealnie pokrywał się z moim kilkunastoletnim doświadczeniem, a mimo to nie otrzymywałam żadnej odpowiedzi lub słyszałam, że „wybrano kandydata z większym doświadczeniem”. Powodowało to u mnie ogromną złość i frustrację, ponieważ pracowałam w największych Polskich serwisach społecznościowych od samego początku ich istnienia w Polsce – pojawiły się one na długo przed Facebookiem czy Instagramem. Co oznacza, że moje doświadczenie małe nie jest.
Pogodziłam się z tym, że jeśli nie otrzymam odpowiedzi w ciągu około dwóch tygodni, oznacza to, że moja kandydatura została odrzucona. Ale czy nie zasługiwałam chociaż na jedno zdanie wyjaśnienia? I czy tak to powinno wyglądać? Dlaczego standardem jest oczekiwanie od kandydata, że przygotuje się do rozmowy rekrutacyjnej perfekcyjnie, ale kiedy przychodzi moment na obowiązki firmy, standardy nagle znikają, a w ich miejsce pojawiają się tygodnie milczenia, brak feedbacku lub chaotyczny proces rekrutacyjny?
Chciałabym wiedzieć jako kandydat co robię dobrze a co źle podczas procesu rekrutacji. Ale jak mam wyciągnąć wnioski z tego doświadczenia, skoro nikt nie wskazuje mi tego. To tak, jakbyśmy próbowali nauczyć się jazdy na rowerze, ale za każdym razem, gdy upadniemy, ktoś odstawiał rower i mówił nam: „Spróbuj jeszcze raz, ale nie powiem ci, co robisz źle”.
Uważam, że rekrutacja powinna być procesem, w którym obie strony się szanują. Firmy, okazując brak szacunku wobec kandydatów, w moim odczuciu szkodzą swojemu wizerunkowi. Nierzadko tracąc przez to szansę na zatrudnienie wartościowych osób, które, widząc negatywne opinie o procesie rekrutacyjnym, rezygnują z aplikowania. I nie ukrywam, że sama spotykając się z brakiem odzewu skreślałam te firmy na zawsze.
Komentarze
Prześlij komentarz