toksyczna pozytywność
Jedną z mantr, które najbardziej mnie irytują, a które powtarzane są przez rozmaitych guru motywacyjnych i członków różnych grup „inspiracyjnych” jest stwierdzenie „Jeśli chcesz, możesz wszystko” czy (podobno) słowa W. Disneya „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać”. W moim odczuciu promuje się w ten sposób postawę, która ignoruje wiele czynników obarczając odpowiedzialnością za niepowodzenia osoby, którym coś się nie powiodło, sugerując im, że nie dołożyły wystarczającej ilości wysiłku lub nie byli wystarczająco dobrzy itp.
A to nie do końca tak — rzeczywistość nie jest czarno-biała. Nie wszystko, co się dzieje w naszym życiu, jest wynikiem wyłącznie naszych działań lub decyzji. Jest też (mniej lub bardziej) wynikiem decyzji i działań osób, które pojawiają się w naszym życiu – tych niepozornych (chociażby zaczepiający nas przechodzień, powodując spóźnienie do pracy) czy niezależnych od nas zdarzeń losowych (np. pogody). Nieraz jest tak, że chociażbyśmy nie wiadomo, jak dobrze byli przygotowani i mieli doskonałe i dopasowane doświadczenie, to pracy nie dostaniemy dlatego, że nie mamy 20 lat tylko 40. Innym razem możemy stracić pracę nawet wtedy, gdy jesteśmy wspaniałymi pracownikami — wystarczy, że pracujemy w źle zarządzanej firmie, co powoduje jej plajtę. Od nas też nie zależy to, czy jakaś pijany kierowca spowoduje wypadek pozbawiając nas zdrowia.
Przecież mamy różne doświadczenie życiowe i wyrastaliśmy w różnym środowisku, które (czy tego chcemy, czy nie) daje lepsze lub gorsze możliwości, kształtując nas. Co sprawia, że mamy taką a nie inną wiarę w swoje możliwości, czy siłę, by walczyć z przeciwnościami życia. Osoba, która wyrasta w bogatej rodzinie lekarzy lub prawników ma większe możliwości i pewność siebie niż osoba, która wyrastała w tzw. patologicznej rodzinie, gdzie była popychadłem i często słyszała, że jest do niczego. Owszem, zdarzają się wyjątki, ale to są wyjątki. Nasze możliwości są także zależne od naszej kondycji fizycznej i zdrowia — przecież osoba całkowicie sparaliżowana nie wejdzie samodzielnie na Giewont, choć bardzo tego chce. Powtarzam SAMODZIELNIE.
Według mnie taka postawa prędzej czy później doprowadzi nas do sytuacji, w której za niepowodzenia będziemy obwiniać samych siebie, postrzegając siebie jako nieudaczników życiowych. Nie kojarząc, że stawiamy sobie za wysokie lub nierealne cele, które są poza naszym zasięgiem z powodu niezależnych od nas rzeczy bo wmówiono nam, że tak jest właściwie. To sprawi, że będzie jeszcze gorzej, aż w końcu wpadniemy w marazm, czy depresję.
Od nas samych zależy, to jak podejdziemy do różnych sytuacji życiowych oraz to, czy wykorzystamy szanse, jakie nam podrzuca życie. Niemniej, nawet jak je wykorzystamy, to może nam się po prostu na drodze do celu nie udać coś, możemy spotkać osoby, które nam uniemożliwią realizację planów.
Podobnie dla mnie ma się z „pozytywnym myśleniem”, które odrzuca każdą emocję niebędącą tzw. pozytywną emocją. Twierdząc, że trzeba być wiecznie szczęśliwym i zadowolonym. A każdego, kto nie „rzyga tęczą” i dopuszcza do siebie wszystkie emocje (także te nazywane negatywnymi) krytykuje się a czasem wręcz hejtuje. Zdrowe podejście do życia zakłada, że wszystkie emocje są potrzebne. To jest po prostu życie, a ono nie składa się wyłącznie z dobrych i pozytywnych rzeczy czy emocji. Mamy prawo (i powinniśmy) czuć wszystkie emocje, one są potrzebne, bo nam coś sygnalizują i dobrze by było nauczyć się ich słuchać i wyciągać wnioski z tego, co słyszymy.
I nie chodzi mi tu o to, by być wiecznie niezadowolonym malkontentem. Krytykuję tutaj toksyczne postawy wynikające z błędnych przesłanek, które nie odzwierciedlają rzeczywistości. Pozytywne podejście jest wg mnie dobre, ale… musi w sobie zawierać założenie „co jest w zakresie Twoich możliwości”. Nie byłoby ono wtedy obarczone toksycznością, o której wcześniej wspominałam. A zamiast opierać się w życiu na dziwnych tekstach lub niezdrowej pozytywności, warto popracować nad samoakceptacją i realistycznymi celami.
Komentarze
Prześlij komentarz